Niejednokrotnie spotykamy się z prowadzonymi za pomocą środków masowego przekazu kampaniami na rzecz obrony praw zwierząt. Są to akcje na ogół chwalebne w swym założeniu, lecz niestety przyjmują czasami przesadnie radykalną formę. Przede wszystkim lansowanie tzw. skór ekologicznych (dawniej nazywanych właściwie, czyli dermą lub skajem), jako czegoś pozytywnego, przy jednoczesnym potępianiu posiadaczy prawdziwych skór dekoracyjnych – jest najczystszym nieporozumieniem.
Należy przede wszystkim zdać sobie sprawę z tego, skąd biorą się wszelkie wyroby skórzane. Bynajmniej nie z kłusownictwa, a jeśli już, to jest to zagadnienie marginalne (i jak najbardziej godne potępienia). Z kolei odsetek zwierząt hodowanych wyłącznie dla pozyskania skór jest również niewielki – i tu faktycznie można mieć zastrzeżenia co do poprawności etycznej takiego procederu. Niemniej ponad 90% produkcji skórzanej pochodzi od zwierząt rzeźnych, czyli hodowanych dla mięsa oraz zwierzyny płowej, pozyskiwanej w wyniku kontrolowanych odstrzałów.
Dlatego też co niektórzy pseudoekolodzy powinni zastanowić się w imię jakich wartości sterty skór świńskich lub krowich miałyby iść na przemiał lub jakie konsekwencje pociągnęłoby zaniechanie planowych odstrzałów i pozwolenie na niekontrolowany rozwój populacji leśnych zwierząt. Czy posiadanie w domu skóry dekoracyjnej jest nieekologiczne? Wręcz przeciwnie! Im więcej będziemy mieć wyrobów naturalnych, tym mniejsze będzie zapotrzebowanie na plastik. A sztuczna skóra jest przecież najzwyklejszym w świecie plastikiem.